Opowiadanie jest pracą domową na pewne zajęcia, które odbywają się na mej uczelni . Postanowiłem przy okazji opublikować je na blogu. Miłego czytania ;)
***
Śnieg. Jest już szesnastego grudnia i szczerze mówiąc, liczyłam na to, że chociaż tej zimy będzie mi dane uniknięcie tego zjawiska atmosferycznego. I bez śniegu było ciężko zarówno mi, jak i moim towarzyszom niedoli. Całe szczęście, że ta część piwnicy należała do starszej pani, która nie ma ani zdrowia, ani siły, by tutaj schodzić. Zapewniało to takim ludziom jak mi bezpieczeństwo oraz ciepło z grzanego pieca. Miałam ogromne szczęście, znajdując ten blok z niestrzeżoną piwnicą. Niestety, jeśli chodzi o poszukiwanie jedzenia lub oczyszczanie słoiczka, który służył mi za nocnik, musiałam wykonywać te czynności późnym wieczorem lub w środku nocy, Za bardzo bałam się, że któryś z lokatorów bloku mnie zauważył. Piwnica starszej pani była tak duża, że powiedziałam mojej grupie, iż jest to świetne miejsce na przetrwanie zimy. Była ich trójka. Frank, który był nauczycielem, lecz po śmierci swojej żony, życie straciło dla niego sens. Frank porzucił wszystko, zatracając się w alkoholowym nałogu i zostając bezdomnym. Tomek, młody nastolatek, który był, a właściwie jest uzależniony od amfetaminy tak bardzo, iż najwidoczniej wybrał ją ponad swoje zęby. Od ponad tygodnia nie miał żadnego dostępu do towaru i bardzo ciężko znosił swój przymusowy odwyk. Czasami, gdy objawy przymusowego odwyku nasilały się u Tomka, musieliśmy wtedy zakneblować go starą szmatą, by swymi jękami nie zwrócił uwagi lokatorów mieszkających nad nami. Ostatnim członkiem naszej grupy była młoda, szesnastoletnia dziewczyna o imieniu Teresa. Dziewczyna była z nami dopiero od dwóch tygodni i szybko się do nas zaaklimatyzowała. Wspominała, iż jej rodzice byli bardzo bogaci i nigdy ich nie było w domu, więc chciała zobaczyć, jak szybko zorientują się, iż jej nie ma. Minął tydzień. Telefon komórkowy Teresy milczał, a policja nie wszczęła żadnych poszukiwań (przynajmniej o żadnych nie było nic słychać). Powiedziałam jej bezpośrednio, że jest rozpuszczoną gówniarą, ma całe życie przed sobą oraz wsparcie finansowe rodziców. Po paru dniach przyznała mi rację i od tamtej pory wracała na noc do swojego domu, a po zajęciach w szkole od razu przychodziła do nas, podrzucając nam jedzenie i parę drobiazgów. Mimo bycia dzieckiem bogatego szefa potężnej firmy oraz matki, która była prezesem w swojej własnej firmie połączonej z jej własnym, osobnym mieszkaniem, Teresa była najbiedniejszym dzieckiem, jakie znałam. Nie w kwestii finansowej, oczywiście, lecz pod względem innych, ważniejszych wartości w życiu. Sama nastolatka cały czas zarzekała się, że musi mi koniecznie pomóc, zwłaszcza kobiecie w moim stanie i jak tylko wszystko się rozwiąże, wynajmie mi mieszkanie i zamieszkamy razem. Uśmiechnęłam się lekko. Słodka dziewczynka, taka niewinna, tak jeszcze słabo znająca życie. Pogłaskałam swój nabrzmiały brzuch i odetchnęłam. Byłam już w dziewiątym miesiącu ciąży, Moja historia przedstawia się nieco inaczej niż moich towarzyszy, lecz jej koniec jest praktycznie taki sam. Mam na imię Anna i dzisiaj były moje dwudzieste piąte urodziny. Kiedy jeszcze byłam małym dzieckiem, mój ojciec trafił do więzienia z wyrokiem dożywocia, a niedługo po tym zdarzeniu moja matka zachorowała na ostrą schizofrenię paranoidalną i została zamknięta w zakładzie psychiatrycznym, będąc tam po dziś dzień, Opieka nade mną została przyznana jedynej, żyjącej krewnej - mojej babci. Niestety, gdy miałam osiem lat, moja babcia zmarła w okresie późnej starości. Całe dzieciństwo do momentu osiągnięcia pełnoletności spędziłam w Domu Dziecka. Później zaczęłam studiować ekonomię dziennie i już na pierwszym roku poznałam Damiana. Moja pierwsza miłość. Po uzyskaniu dyplomu licencjackiego postanowiłam zamieszkać razem z nim. Ja zostałam gospodynią domową, a on pracował w firmie swojego ojca. Od zawsze był dość wybuchowy, a sprawy od tamtego momentu znacznie bardziej się pogorszyły. Nie potrafiłam go nigdy zostawić, kochałam go i wiedziałam, jak to jest być porzuconą. Dopiero gdy dowiedziałam się o swojej ciąży, pod jego nieobecność spakowałem swoje najpotrzebniejsze rzeczy, napisałam krótki list pożegnalny i odeszłam. Siniaki aż tak mi nie przeszkadzały i nie bałam się o siebie, choć od bardzo dawna rozważałam odejście od Damiana. Bałam się o swoje nienarodzone dziecka i że może coś mu się stać. Nie chciałam także, by musiało wychowywać się w takiej rodzinie. Bez pieniędzy oraz niczego zostałam bezdomną, z czasem spotykając innych bezdomnych. Obecnie była już późna noc,a ja czekałam w okolicach bloku na Teresę. Chciała się ze mną spotkać w tym miejscu o drugiej w nocy. Zdenerwowana pogłaskałam się po brzuchu. Od tygodnia nie czułam żadnego kopnięcia, lecz starałam się nie dopuszczać do siebie najbardziej przerażającej mnie myśli. Nie, ona nie może być martwa.
Otuliłam się mocniej kurtką, by po chwili zauważyć nadjeżdżającą taksówkę, która zatrzymała się obok mnie. Wysiadła z niej Teresa.
- Anka, wsiadaj. Lada chwila będziesz rodzić, musisz na jakiś czas zatrzymać się w mieszkaniu moich rodziców.
- Teresa, naprawdę to doceniam, ale nie mogę...nie potrafię.
- Kupiłam ci nowe ubrania, musisz się porządnie umyć i doprowadzić do porządku! Pomyśl tylko, co zrobią w szpitalu, jak zobaczą ciężarną bezdomną? Od razu wezwą opiekę społeczną i odbiorą ci dziecko!
Tutaj mnie miała. Zdenerwowana przygryzłam wargę, po czym obejrzałam się za siebie, myśląc o Franku i tym młodym chłopaku.
- A oni...
- Wiedzą o wszystkim. Wsiadaj! - mruknęła Teresa, a ja po chwili wsiadłam do taksówki.
Podróż nie trwała zbyt długo. Od razu po znalezieniu się w mieszkaniu nastolatki, umyłam się przy jej pomocy, przebrałam w nowe ubrania (stare musiałam wyrzucić) i usiadłam spokojnie w fotelu. Po chwili poczułam jak wody mi odeszły. Wszystko działo się zbyt szybko, szok, reakcja Teresy, podróż karetką do szpitala i sam poród. Myślałam, że miednica rozpadnie mi się na kawałki, a mój kręgosłup pęknie na pomniejsze części. Pielęgniarka kazała mi równo oddychać, choć najchętniej zdzieliłabym ją pięścią w twarz.
Po paru wyjątkowo niekomfortowych, bolesnych godzinach oraz parciach z mej strony, ujrzałam malutkie dziecko na dłoniach pana doktora. Przez chwilę byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie, lecz po chwili zrozumiałam. Dziecko nie płakało. Lekarze natychmiast zaczęli mocniej dawać klapsy, badać dziecko, lecz nagle po sali rozległ się niemowlęcy płacz. Odetchnęłam z ulgą i jedna z pielęgniarek podała mi niemowlaka do ramion. Uśmiechnęłam się, a w kącikach oczu poczułam łzy. Cały czas przy porodzie towarzyszyła mi szesnastolatka, której zawdzięczałam tak wiele.
- Jak ją nazwiesz? - usłyszałam jej ciepły, przyjemny dla ucha głos.
- Teresa...ma na imię Teresa - powiedziałam po raz pierwszy naprawdę, szczerze szczęśliwa w swoim życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz