-
Lady Sanso, nalegam abyś spożyła swój posiłek. Czeka nad długa
i wyczerpująca podróż, musisz być w pełni swoich sił! -
Starałam się mówić z szacunkiem, lecz po chwili moja frustracja
dała o sobie znać.
Dzisiejszy
dzień był jednym,wielkim chaosem. Bitwa pod Winterfell, a raczej
rozgromienie wojska Stannisa Baratheona, którego później zabiłam,
odnalezienie Sansy Stark i natychmiastowa ucieczka z okolic
Winterfell. Na chwilę obecną znajdowaliśmy się w znacznej odległości
od samej stolicy Północy, omijając Królewski Trakt i znajdując
się w pobliżu rzeki Biały Nóż. Zapadła już noc i miałam
wielką nadzieję, że uda nam się bezpiecznie ujść z życiem.
Podrick od dłuższego czasu już spał przy ognisku, a ja
obserwowałam córkę Catelyn Stark, do której z wyglądu była tak
rażąco podobna. Wysoka,zgrabna kobieta z długimi, kasztanowymi
włosami, jasną cerą, wysokimi kośćmi policzkowymi oraz
niebieskimi oczami. Nawet trudne warunki w jakich musiała się
znajdować podczas pobytu w Winterfell nie odebrały jej piękna.
Ideał piękna według westerowskich standardów. Moje kompletne
przeciwieństwo.
-
Dziękuję. Bycie żoną tego bękarta, zamknięta cały czas niczym
ptak w klatce... z dnia na dzień byłam coraz bardziej pozbawiona
nadziei. Tylko co teraz zrobimy, co teraz planujesz? - odezwała się
swym nastoletnim głosem dziedziczka Winterfell.
-
Najpierw udamy się wzdłuż rzeki Biały Nóż do Białego Portu,
stamtąd dopłyniemy statkiem do Evenfall na wyspie Tarth, mojego
domu. Będziesz tam bezpieczna i miała zapewniony odpoczynek oraz
wyżywienie. Później obmyślimy co wydarzy się dalej i muszę
rozplanować między jakimi portowymi miastami będzie bezpiecznie
podróżować, jeśli nie natrafimy na bezpośredni rejs do Evenfall.
- Odpowiedziałam nabierając poważnego tonu. Nie będzie to łatwa
podróż.
-
Biały Port to siedziba domu Manderly! Zawsze byli sojusznikami
Starków i możliwe, że okażą nam wsparcie, chociaż nie jestem
całkowicie tego pewna. Nie wiem ile rodów z Północy jest ciągle
lojalna dla mojej rodziny, a ile zostało potulnymi sługami
Boltonów. - Sansa zacisnęła swe delikatne dłoni w pięści, by po
chwili odetchnąć. - Żałuję teraz, że zostawiłam Theona
Greyjoya na śmierć. Podczas naszej ucieczki, zanim znalazłam
ciebie w lesie, został trafiony strzałą w szyję. Nie miał szans
tego przeżyć.
-
Dlaczego? Przecież z jego rozkazu zabito dwójkę twoich braci. -
Powiedziałam szczerze zaskoczona i odstawiłam pustą już drewnianą
miskę po jedzeniu, by uważniej skupić uwagę na młodej
dziedziczne Winterfell.
-
Wyznał mi, iż to nie byli moi bracia. Pokazał wszystkim spalone
zwłoki dwójki dzieci przypadkowego farmera. Moi bracia żyją...mam
przynajmniej taką nadzieję...
-
Mam nadzieję, że są bezpieczni. Twoja siostra też na pewno żyje.
- Przypomniałam sobie o Aryi Stark, którą spotkałam kilka tygodni
temu. Nie chciałam o tym mówić Sansie, nie dzisiaj. Dziewczyna
wystarczająco przeżyła ostatnimi czasy.
-
Lady Stark, jesteś teraz bezpieczna, a im szybciej dostaniemy się
do Białego Portu, tym bardziej będziemy bezpieczni. Obiecałam
twojej matce ochronę i zapewnię ci ją.
-
Dlaczego mi pomagasz? Robisz to wszystko z powodu przysięgi?
-
Sanso, wszyscy honorowi rycerze są albo martwi albo istnieją tylko
w balladach o mężnych bohaterach. Sama nauczyłam się tej gorzkiej
prawdy podróżując po Westeros i na pewno też jesteś tego
świadoma. Może jestem idealistyczna lub głupia, ale postępuję
według swego honoru. Przeżyłaś wiele cierpienia i zasługujesz na
chwilę odpoczynku – westchnęłam, by po chwili kontynuować –
Przypominasz mi bardzo Lady Catelyn Stark. Jestem pewna że kiedyś
obejmiesz panowanie nad Winterfell. Możesz też w to uwierzyć lub
nie, ale sir Jaime Lannister też martwi się o twe bezpieczeństwo.
-
Jaime Lannister?! Po moim czasie spędzonym w Królewskiej Przystani
jedynym Lannisterem jaki okazał mi życzliwość lub pomoc był
Tyrion. Nigdy nie miałam okazji rozmawiać z jego starszym bratem,
ale ciężko mi w to uwierzyć. Wiem jaka jest Cersei, wiem jaki był
Joffrey, wiem jaki był Tywin Lannister!
-
Jaime Lannister zmienił się, jest inny. To on podarował mi miecz z
valyriańskiej stali oraz nową zbroję płytową. Podczas mojej
podróży z nim, gdy Lady Catelyn Stark kazała mi go eskortować do
Królewskiej Przystani poznałam jego charakter i owszem, był
arogancki, zarozumiały i bardzo podobny do swojej bliźniaczej
siostry, ale zmienił się. Uratowałam jego życie, on uratował
moje i jest zupełnie innym człowiekiem! - Powiedziałam pełna
pasji w głosie, by po chwili poczuć jak rumieńce pojawiają się
na mojej twarzy. - Wybacz Lady Sanso, dzisiaj był ciężki dzień...
Nie powinnam...
-
Nie, rozumiem Brienne. Może masz rację. Po prostu na sam dźwięk
słowa „Lannister” ciarki przebiegają mi po plecach...
-
Już nie musisz się obawiać. Zdrzemnij się, o świcie ruszamy. -
Powiedziałam, na co dziewczyna skinęła głową i po chwili ułożyła
się na swoim prowizorycznym posłaniu i najwyraźniej próbowała
zasnąć. Zadowolona spojrzałam w nocne niebo, by spojrzeć na
gwiazdy. Gwiazdy które przywodziły mi na myśl tylko jedną osobą.
Jaime Lannister...obyś był teraz bezpieczny, gdziekolwiek teraz
jesteś...
-
Moja Pani, kiedy w końcu przybędziemy do Białego Portu? Miasto
jest już widoczne, ale zostało nam tyle drogi...
-
Podricku, przybędziemy tam o zmierzchu i wynajmiemy pokój w
karczmie. Później przemyślimy nasze działania. Bardziej martwi
mnie to, że nie widzieliśmy żadnego pościgu za Lady Sansą...
-
Możliwe, że o moim zaginięciu nie wie nikt poza tym bękartem,
Ramseyem. Trzymał mnie zamkniętą na klucz i przychodził tylko w
nocy... - wyczułam jak głos Sansy zaczął drżeć
-
Jesteś już bezpieczna, Lady Sanso. Możliwe, że nie chce póki co
mówić o twoim zaginięciu, ponieważ natychmiast straciłby swoją
pozycję na Północy. - Odpowiedziałam nieco milszym głosem.
Od
kilku dni podróżowaliśmy wzdłuż rzeki, omijając drogi i innych
podróżników. Wszyscy byliśmy już zmęczeni ciągłą podróżą,
a moje myśli błądziły cały czas w stronę pewnego Lannistera.
Bogowie, mam nadzieję, że nasza misja skończy się sukcesem. Moje
obawy zmniejszyły się, gdy tylko przekroczyliśmy bramę Białego
Portu. Jedno z największych miast w całym Westeros i największe
miasto portowe na północy. Dech zapierał w piersiach widoczny zza
muru Nowy Zamek, siedzibę domu Manderly. Widok setek portowych
statków, zachodu słońca, którego promienie odbijały się o taflę
wody tworząc cudowny widok. Miasto było zbudowane całościowo z
wybielonego kamienia, który wyglądał przepięknie w moim
odczuciu. Postanowiłam wynająć dwa pokoje w karczmie, jednej z
najlepszych w których goszczą kapitanowie statków. Spożywaliśmy
w spokoju posiłek, Sansa dopiero teraz mogła spokojnie zdjąć
kaptur z głowy i rozpuścić swoje kasztanowe, piękne włosy.
Wszyscy jedliśmy w milczeniu, aż po spożyciu strawnego gulaszu
wstałam i skłoniłam się w stronę dziedziczki Winterfell.
-
Lady Sanso, spróbuję udać się za mur do Nowego Zamku. Ogłoszę
swoje przybycie i poproszę o audiencję korzystając z bycia
dziedziczką Evenfall. Jeśli nas przyjmą jutro, pójdziecie ze mną.
Gdy uznamy, iż będzie bezpiecznie powiedzieć im o twojej
obecności, ujawnimy się i spytamy, jaką pomoc mogą nam zaoferować
– skłoniłam się ponownie, po czym opuściłam pokój zamykając
za sobą drzwi.
Na
szczęście sprawa była znacznie mniej skomplikowana, ponieważ w
karczmie znajdywały się kruki,za pomocą których mogłam nadać
wiadomość. Nie powiem, byłam bardzo zaskoczona, ponieważ
praktycznie nikt, kto nie był urodzony szlachetnie nie potrafił
pisać. Karczmarz wyjaśnił mi, że przesiadują tutaj najważniejsi
kapitanie i muszą być na bieżąco z wiadomościami i nowymi
wyznacznikami celów handlowych. Po napisaniu wiadomości, w której
nie wspomniałam o Sansie i wysłaniu jej znacznie mi ulżyło.
Jeszcze tego samego wieczoru dostałam odpowiedź od Lorda Wymana
Manderly o przyjście następnego dnia z samego rana, jeśli będzie
to możliwe. Zadowolona wróciłam do pokoju i zauważyłem, iż
Sansa zasnęła na swojej pryczy. Uśmiechnęłam się lekko, po czym
zdjęłam z siebie tę cholerną, płytową zbroję i odziawszy swą
nocną koszulę udałam się spać. Rano powiedziałam o wszystkim
Podrickowi oraz Sansie, nakazując jej nosić kaptur, aż do momentu
kiedy dam jej znak. Szybko udaliśmy się przez do Nowego Zamku i
zanim się zorientowaliśmy, znaleźliśmy się w Wielkiej Sali.
Wielka
sala w Nowym Zamku była sporym pomieszczeniem, w którym od lat
lordowie z rodu Manderlych przyjmowali gości, wyprawiali uczty i
udzielali audiencji. Choć urządzona bez zbędnego przepychu
prezentowała się wspaniale podkreślając dość wysoką rangę
rodu. Na ścianach wisiały flagi z herbem rodu oraz portrety wielu
zasłużonych przodków. Były też malowidła przedstawiające
miedzy innymi pierwsze zabudowania Białego Portu oraz hołd
Manderlych wobec Starków. Na podwyższeniu stoi dębowy tron
wyrzeźbiony w taki sposób, że wygląda jak morskie fale, z których
wyłaniają się dwa trytony stanowiące jednocześnie jego poręcze.
Na dębowym tronie siedział Lord Wyman Manderly, a przynajmniej
domyślałam się, że to musiał być on. Jego przezwisko brzmiało
„Lord
Za Gruby, By Dosiąść Konia
„ , co mogłam zrozumieć patrząc na jego olbrzymi brzuch. Po jego
prawej stronie stały dwie nastoletnie dziewczyny, mogłam zgadywać
że były one jego wnuczkami, gdyż sam Lord miał tylko dwóch
synów. Jedna dziewczyna była wyższa od drugiej i miała długie,
blond włosy, a druga natomiast miała zielone włosy, w kolorze
glanów. Prawdopodobnie farbowała je jakimiś specyfikami.
Rozejrzałam się i zauważyłam zadowolona, iż poza nami nikogo nie
było. Doskonale. Postanowiłam wykonać kilka kroków do przodu i
ukłoniłam się niezręcznie. Zawsze byłam niezgrabna.
-
Lordzie Manderly, Jestem Brienne z Tarthu i przybywam tu w sprawie
życia i śmierci! Znajdowałam się na służbie u Lady Catelyn
Stark i ostatnim zadaniem jakie mi wyznaczyła, była ochrona jej
córek. Byłam zapewniana nieraz, iż ty oraz twój ród zawsze
udzieli Starkom pomocy.
-
To prawda, wojowniczko z Tarthu. Starkowie niestety nie żyją przez
przeklętych Boltonów oraz Freyów, lecz Północ nie zapomina.
Powiedz mi,jak moglibyśmy pomóc Starkom? - odparł zaciekawionym
tonem, a ja dałem dyskretny znak Sansie, która zsunęła z siebie
kaptur. Usłyszałam westchnięcia dwóch dziewczyn oraz zaskoczoną
minę samego Lorda.
-
Sansa Stark? Jakim cudem?
-
Moim celem jest zapewnienie jej bezpieczeństwa, a znajdzie je tylko
na mojej rodzinnej wyspie, Tarth. Nikt nie będzie tam o niej
wiedział i będzie mogła wrócić do Winterfell, jak tylko
Boltonowie zostaną pokonani. Potrzebny jest tam okręt, który
bezpośrednio stąd wypłynie do Evenfall! - Odparłam pewna siebie.
-
Dziadku, tysiące lat temu nasz ród obiecał pomoc Starkom. Mamy
wobec nich dług, którego nigdy nie będziemy mogli spłacić! -
odezwała się wysokim głosem zielonowłosa dziewczyna, na które
pobiegły spojrzenia wszystkich osób. Po chwili ciszy chrząknęła
i skłoniła się lekko w moją stronę – Moja Pani, zwę się
Wylla Manderly. Dziadku, wybacz, ale...
-
Rozumiem moje dziecko, rozumiem. Pomożemy wam, jeszcze dzisiaj
wypłyniecie najszybszym i najlepszym statkiem do Evenfall. Lecz mam
jedną prośbę...
-
Jaką, Lordzie Manderly? - Odezwałam się niepewna, czego może
zażyczyć sobie ten otyły człek.
-
Weźmiecie moją wnuczkę, Wyllę. Nie będzie tutaj bezpieczna
najbliższymi czasy, a Wynafrydę wyślę w inne, bezpieczne
miejsce...może nawet nauczysz ja jak walczyć, bo na damę dworu
raczej się nie nadaje – zaśmiał się żartobliwie, a młoda
dziewczyna zrobiła się czerwona na twarzy.
-
Jeśli sobie tego życzysz...
-
A więc ustalone! A teraz zbliżcie się, musimy omówić nasze
plany...
Poszło
łatwiej niż myślałam. Dowiedziałam się o flocie wojskowych
okrętów, które były ukryte w porcie i czekały tylko na atak,
jakie wydarzenia ostatnio obiegły Westeros oraz miałam przyjemność
lepiej poznać Wyllę, która bardzo przypominała mi mnie samą z
charakteru. Tego samego dnia, wieczorem wypłynęliśmy średnim,
lecz bardzo szybkim statkiem w stronę Evenfallu. Sama podróż miała
zając 2 tygodnie, a w swym pokoju miałam Podricka, młodą
Starkównę oraz buntowniczą zielonowłosą szlachciankę. Bogowie,
w co ja się wpakowałam?
Minął
miesiąc. Wszyscy znaleźliśmy się w Evenfall, lub inaczej mówiąc,
w Wieczornym Dworze. Obserwowałam właśnie jak dwie szlachetnie urodzone dziewczyny, które stały mi się bliskie podczas rejsu, spędzały razem czas przy jednym z licznych wodospadów w okolicy,
śmiejąc się i rozmawiając. Teraz nie tylko Wylla, lecz również Sansa miała
pofarbowane włosy na kolor zielony, na wszelki wypadek,by nikt jej
nie rozpoznał. Tak naprawdę jednak nie miałam się czego obawiać,
ludzie tutaj mieszkający rzadko opuszczają wyspę. Moja misja
została wykonana, lecz ciągle czułam pewną pustkę w sercu.
Pustkę, którą mogła wypełnić tylko jedna osoba...
-
Witaj Brienne – usłyszałam tak znajomy, ciepły głos na którego
dźwięk zadrżał każdy cal mojego ciała. Odwróciłam się i
ujrzałam Jaime Lannistera.
-
Witaj Jaime. Dotrzymałam swej przysięgi jak widzisz. Chcę by miała
normalne życie. Coś, czego sama zawsze pragnęłam. Coś, co było
niemożliwe dla dwumetrowej, muskularnej kobiety jaką jestem –
zaśmiałam się przeczesując dłonią swoją burzę blond włosów
i uśmiechając się lekko. Na chwilę obecną niczego więcej tak
naprawdę nie potrzebowałam
-
Krzywoprzysięzca i Wierna Przysiędze, kto by pomyślał... -
odezwał się cichym głosem i stanął obok mnie wzdychając –
Twój ojciec uprzedził cię o moim przybyciu?
-
Owszem, inaczej zastanawiałabym się, co tutaj robisz. Chociaż tak
naprawdę dalej się zastanawiam... - odparłam niepewna
-
Myrcella umarła, została otruta przez te ścierwa z domu Martell.
Cersei właśnie oczyszcza miasto z pewnych fanatyków oraz
przygotowuje armię na...tak naprawdę wszystkich. Całe Westeros
pozna jej gniew...
-
Tak mi przykro z powodu Myrcelli, Jaime...była częścią twojej
rodziny i wiem, że była ci bliska... - nie wiedziałam co
powiedzieć, słyszałam pewne pogłoski, ale nie spodziewałam się,
że będą prawdziwe.
-
Była taka niewinna...nigdy o niej nie zapomnę... - niepewna
poklepałam go po plecach i po dłuższej chwili ciszy w końcu
zebrałam w sobie odwagę, by się odezwać.
-
Słyszałam o tym, co ostatnio przydarzyło się Cersei, teraz macie
także bliźniacze fryzury – powiedziałam poważnym tonem, na co
on zareagował radosnym śmiechem. Na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech.
-
Brienne... ostatnimi czasy zacząłem coraz bardziej rozmyślać o
pewnych sprawach. Rozmawiałem już o tym z twoim ojcem i wyraził
zgodę będąc bardzo ucieszonym. Mam nadzieję, że ty też mi nie
odmówisz – Jamie odchrząknął i zanim zdążyłam się odezwać,
dodał szybko – Wyjdziesz za mnie? Moglibyśmy tutaj zamieszkać,
założyć rodzinę, mieć dzieci....zapomnieć o całym Westeros
poza tą wyspą. Być razem – powiedział łagodnym tonem patrząc
mi w oczy i kładąc swą lewą dłoń na moim policzku. Cała
zarumieniona czułam jak serce podskoczyło mi do gardła i nie
miałam pojęcia co powiedzieć, Jaime widząc mnie w takim stanie
roześmiał się lekko – Kocham cię, waleczna Brienne z Tarthu. Za
każdym razem gdy patrzę ci w oczy tonę w odmęcie ich błękitu.
Wiem, że nigdy nie byłaś akceptowana z powodu swego wyglądu, lecz
mi on nie przeszkadza. Jesteś dla mnie idealna – zamruczał, a ja
poczułam, że zaraz zemdleję. Nie miałam pojęcia co się dzieje,
czułam się jakby to wszystko było jakimś kiepskim żartem. Po
chwili milczenia odezwałam się.
-
Tak, kocham ci.. - nie zdążyłam dokończyć zdania, gdyż poczułam
jak Jaime objął mnie i złożył pocałunek na moich delikatnych
ustach, czułam jakby cały świat wokół mnie zaczął wirować i
nic innego poza nami się nie liczyło. Po dłuższej chwili
zaprzestaliśmy tej czynności i spojrzeliśmy sobie głęboko w
oczy. W tym momencie nie było szczęśliwszej kobiety w całym
Westeros ode mnie.
Nigdy nie byłam wielką fanką opowiadań, które są kończone przez fanów, ale muszę przyznać, że te przeczytałam bez oderwania wzroku. Napisane jest bardzo skrupulatnie, każdy szczegół i każde słowo jest idealnie dobrane do całości.
OdpowiedzUsuńZnalazłam tylko 2-3 literówki, ale to tylko szczegół w porównaniu do całokształtu, który prezentuje się wzorowo. Czekam z niecierpliwością na kolejne tego typu opowiadania. Życzę powodzenia i gratuluję dobrego pióra.
Chociaż na telefonie czyta się według mnie dość kiepsko, to musiałam dokończyć jak już zaczęłam. Wciagnęłam się, jest to pierwsze opowiadanie jakie czytam, ktore dokancza losy bohaterów, lecz całkowicie mi się podoba. Liczę na równie interesująco opisany wątek miłosny jak i erotyczny w dalszej części ^^
OdpowiedzUsuńUważam, że opowiadanie jest bardzo dobrze napisane, opisy są dokładne i ogólnie mi się podoba. Jeśli będzie to czekam na następną część :3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak mało rozwinąłeś wątek sytuacji Westeros po wojnie na Północy. Wiem, że skupiłeś się na Jaimem i Brienne, co swoją drogą wyszło niezwykle uroczo. Ale nadal - mało.
W niektórych miejscach zjadłeś spację między przecinkami na słowami, gdzieniegdzie również pojawiły się literówki. I szczerze polecam Ci ten poradnik (http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/), bo do pisania zapisów dialogów jest naprawdę idealny.
Chętnie przeczytam więcej Twojej twórczości.
Pozdrawiam,
Khaleesi z "Nie śpię, bo czekam na Grę o Tron" :)
Dziękuję za cenne uwagi i zamierzam napisać kolejne części,w nich skupię się na sytuacji Westeros po wojnie na Północy właśnie. Dziękuję za link, z pewnością się przyda i piszesz świetnego bloga, zamierzam go przeczytać w wolnej chwili.
UsuńDziękuję za opinię i pozdrawiam.
Czekam na dalsze części :D
OdpowiedzUsuń