-
Tommen Baratheon jest teraz Lordem Końca Burzy, ale co ze Smoczą
Skałą? Kto po śmierci Stannisa ma prawdo do tego tytułu? -
spytałam zaciekawiona, spoglądając na Jaime'ego Lannistera. Od
pamiętnego pocałunku upłynęło już parę godzin i obecnie
spędzaliśmy razem czas w odosobnionym pomieszczeniu, a za oknem było
widoczne zachodzące słońce, którego promienie odbijały się o
taflę jeziora. Obecnie spożywaliśmy posiłek na balkonie, przy
moich dawnych komnatach. Zastanawiałam się nad sytuacją polityczną
w Westeros. Nie ukrywam, przebywając znacznie dłuższy czas na swej
rodzinnej wyspie, zauważyłam, że momentami zapominałam o
sprawach, które wykraczały poza jej terytorium. Dopiero Jaime
uświadomił mi, jak wiele może się wydarzyć w ciągu kilku tygodni.
-
Zgaduję, że do tej Targaryańskiej dziewczyny. Ewentualnie, jeśli
Tommen dorobi się dzieci, może jednemu z nich przekazać Smoczą
Skałę, tak jak Robert przekazał ją Stannisowi.
-
Jaime - powiedziałam głosem pełnym empatii - tak mi przykro z
powodu twojej straty.
Nie
wiedziałam co powiedzieć. Myrcella, jego córka, zmarła w trakcie
podróży powrotnej do Królewskiej Przystani, otruta przez zawistny
ród Martellów oraz tę mściwą żmiję, Ellarie Sand. Sam ten akt
wymierzony w Cersei był niczym iskra zapalająca ogień. Ogień
wojny, który miał rozpętać się między Lannisterami oraz
Martelami, rozstrzygając ich odwieczny spór. Nie można zapomnieć
też o Boltonach, Małżeństwo tego bękarta z Sansą Stark, która
oficjalnie jest współwinna i poszukiwana tak jak Tyrion Lannister,
było kolejnym ciosem dla Królowej Regentki. Boltonowie. Robi mi się
niedobrze, jak tylko o nich pomyślę. Najpierw zdrada Starków,
teraz Lannisterowie... ciężko mi mówić o jakimkolwiek honorze w
ich przypadku. Ucieszyły mnie jednak ostatnie wieści od Lorda
Wymana Manderly o rozpowszechnieniu wieści na temat ucieczki młodej
dziedziczki Winterfell wśród całego północnego terytorium
Westeros. Większa część rodów Północy, takie jak Manderly,
Mormont lub Glover, które do tej pory były wierne Starkom lub w
miarę im przychylne, zaczęły jednoczyć się przeciwko
uzurpatorskim Boltonom, a rody, które były oddane nowemu Lordowi
Winterfell zaczęły kwestionować jego poczynania. Sam Ramsay Bolton
zaprzeczał na temat ucieczki młodej Starkówny, lecz nikt nie miał
dostępu do jej komnaty. Domyślałam się, iż bękarci syn Roosa
Boltona uwięził w dawnych komnatach jego żony jakąś pierwszą
lepszą dziewkę, nad którą znęcał się i tylko jej okrzyki były
potwierdzeniem obecności młodej Sansy dla mieszkańców Winterfell.
Zastanawiałam się, czy Cersei postanowi prowadzić wojnę na dwa
fronty, czy może najpierw zajmie się jednym rodem. Tylko którym?
-
Moja córka, moja mała Myrcella... nigdy nie byłem dla niej ojcem,
nie mogłem być - odpowiedział łamliwym głosem, a na jego twarzy
mogłam dostrzec ból. Delikatnie położyłam swoją lewą dłoń na
jego prawej, po czym odetchnęłam głęboko.
-
Nie mogłeś być, inaczej ty i twoje dzieci zostalibyście wygnani
lub co gorsza, skazani na śmierć. Zrobiłeś wszystko, co było w
twej mocy.
-
Była taka młoda, za młoda... - mruknął Jaime.
-
Wiem Jaime, wiem. Moi bracia, moja siostra oraz ma matka... oni
wszyscy młodo umarli. Śmierć nigdy nie jest sprawiedliwa. -
powiedziałam, a mój głos zaczął się łamać. - Tak mi przykro.
Już
nie chciałam wspominać faktu, że właśnie potwierdził swoją
kazirodczą zażyłość oraz ojcostwo swych dzieci. Nie czułam się
zaskoczona. Plotki krążyły od dawna i były dla mnie zupełnie
zrozumiałe. Nie starałam się w żaden sposób oceniać ich
postępowania, zbyt mało wiedziałam o ich życiu oraz o nich
samych. Po chwili poczułam, jak położył swoja drugą dłoń na
moją, po czym westchnął cicho. Minęła dłuższa chwila, zanim
wycofaliśmy swoje dłonie.
-
Brienne, mogę wejść na chwilę? Nie przeszkadzam? - usłyszałam
głos swojego ojca zza drzwi, Zastanawiałam się, jaki powód
sprowadzał go do moich komnat o tej porze.
-
Oczywiście, ojcze. Proszę, wejdź. - powiedziałam nieco
zaskoczonym tonem. Po chwili w drzwiach ujrzałam dumnego Lorda
Evenfall, Selwyna Tartha. Jak zwykle prezentował się dumnie w swej
płytowej, szmaragdowej zbroi, przy pasie nosił swój jednoręczny
miecz wykonany ze srebra. Zauważyłam całkiem nowy dodatek na jego
zbroi, w miejscu gdzie znajdywało się serce u człowieka: Słońca
na różowym tle i księżyce na niebieskim. Herb rodu Tarth. Mojego
rodu. Był w swoich latach pięćdziesiątych, lecz długie, siwe
włosy, zupełnie niezniszczona twarz, wysoki wzrost (nawet wyższy
ode mnie) oraz mocna budowa ciała sprawiały, że wciąż wyglądał
na dumnego, silnego wojownika. Takim właśnie zapamiętałam go jako
dziecko.
-
Córeczko, nie powinnaś zapraszać przyszłego małżonka do swych
komnat przed ślubem! Tak nie wypada!
-
Tato, przestań! Spożywam wspólny posiłek razem z Jaime jak na
prawdziwą damę przystało - powiedziałam z kamienną miną, po
czym obaj zaczęli się śmiać. Zrobiłam naburmuszoną minę,
co zaskutkowało jeszcze większą salwą śmiechu.
- To
prawda, Lordzie Wieczornego Dworu. Twoja córka jest najwspanialszą
damą, jaką miałem przyjemność poznać. - usłyszałam głos
Jaime'ego o tak ciepłej barwie, że poczułam, jak rumieńce zaczęły
pojawiać się na mych policzkach.
- To
wspaniale, wspaniale! Moja mała Brienne zostanie Panią Evenfall,
jestem taki szczęśliwy! Oczywiście trzeba będzie zorganizować
pokaźne wesele, w końcu jesteś najstarszym synem Tywina
Lannistera.
-
Tak, to prawda. Muszę jednak powiedzieć, że to moja siostra jest
obecnie Panią na Casterly Rock.
-
Jednak nie jesteś już w Królewskiej Gwardii, prawda? To znaczy, że
wasze dzieci będą dziedzicami zarówno Evenfall, jak i Casterly
Rock? - usłyszałam zaciekawiony głos mojego ojca, a ja
powstrzymałam się przed westchnięciem. Dzieci, jeszcze nie odbył
się mój ślub, a ojciec już rozmyślał o moich potomkach.
-
Nie wiem, naprawdę. Nigdy nie byłem dobry w polityce - mruknął
Jaime, a ja kiwnęłam głową. Jaime był wojownikiem, a nie
politykiem. Ponoć sama siostra Tywina Lannistera powtarzała, że to
Tyrion odziedziczył jego przebiegłość w polityce, natomiast sam
Jaime był bardziej podobny do swych wujków, niż do samego Tywina.
Nigdy tego nie komentowałam, lecz w głębi ducha przyznawałam
rację tej kobiecie.
-
Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Ah, nawet nie macie pojęcia
młodzi, jaki jestem szczęśliwy! Wesele! Muszę wszystko
zorganizować, wszystko zaplanować, pozapraszać gości! Tyle do
zrobienia, żegnam was! - wręcz wykrzyczał szczęśliwy, po czym
wybiegł z mojej komnaty, zostawiając nas w osłupieniu,
-
Twój ojciec wydaje się bardzo podekscytowany wizją naszego
małżeństwa... - powiedział Jaime szarmancko.
-
Dziwisz się? Wystarczy na mnie spojrzeć - mruknęłam, upijając
łyk wina, gdy nagle poczułam jak palec Jaime'ego delikatnie sunął
po moim lewym policzku. Myślałam, że zakrztuszę się winem, nagle
czując, jak me policzki zapłonęły szkarłatnym rumieńcem. To
wino, Brienne, to na pewno wino. Odstawiłam powoli kielich,
dostrzegając, jak Jaime wstał i nachylił się w moją stronę.
-
Jesteś piękna. Twoje duże, niebieskie oczy są niewiarygodnie
piękne. Gdy walczysz...bije z nich taka siła, taka pewność
siebie! Jesteś niezwykłą kobietą, Brienne z Tarthu.
- Ja... nie wiem, co mam powiedzieć Jaime... - słowa ugrzęzły mi w gardle, a ja sama nie wiedziałam, co miałam zrobić. - Ty też Jaime.
- Też jestem niezwykłą kobieta? - usłyszałam jego śmiech, a sama poczułam się natychmiast głupio.
- Wiesz, o co mi chodzi! Jesteś urodziwym mężczyzną, sam wiesz o tym najlepiej - odpowiedziałam lekko, upijając kolejny łyk wina. Nie przypominałam sobie, bym kiedykolwiek była tak szczęśliwa. Po chwili jednak pomyślałam o pewnym zagrożeniu związanym z weselem.
- Jaime, czy Cersei przybędzie na nasz ślub? Tutaj? - spytałam, zmieniając ton głosu na poważny, a jego mina natychmiast spoważniała.
- Rozumiem, co masz na myśli. Nie możemy ryzykować, że rozpozna młodą Sansę Sark. Na czas wesela powinniśmy ją jeszcze bardziej ukryć.
- Jaime...zapewniałam ją, że będzie tutaj bezpieczna i nic jej nie będzie grozić.
- Musimy to przemyśleć, Brienne. Od czasu śmierci Myrcelli nie jest zbyt stabilna psychicznie - mruknął Jaime - w zasadzie, muszę ci opowiedzieć o tym, jak opuściłem Królewską Przystań i o mojej ostatniej rozmowie z moją siostrą.
Czekam na wesele, prawo pierwszej nocy oraz dłuższe opowieści. Zdecydowanie za krótko! ;)
OdpowiedzUsuńTak jak poprzednim razem. Jestem zachwycona opowiadaniem, sama nie pomyślałabym, że losy tej dwójki mogą się tak potoczyć. Oczywiście miałam nadzieję, że los ich kiedyś połączy. Cieszę, się, że masz taką wyobraźnię, dzięki której z wielką przyjemnością czytam twoje opowiadania! Czekam z niecierpliwością na ślub, wesele i oczywiście pierwszą wspólną noc. Bardzo dobrze czyta mi się Twoje opowiadania i mam nadzieję, że kolejne będą o wiele dłuższe. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuń