piątek, 25 marca 2016

Piękny i Bestia - Jaime Lannister i Brienne z Tarthu

- Lady Sanso, nalegam abyś spożyła swój posiłek. Czeka nad długa i wyczerpująca podróż, musisz być w pełni swoich sił! - Starałam się mówić z szacunkiem, lecz po chwili moja frustracja dała o sobie znać.
Dzisiejszy dzień był jednym,wielkim chaosem. Bitwa pod Winterfell, a raczej rozgromienie wojska Stannisa Baratheona, którego później zabiłam, odnalezienie Sansy Stark i natychmiastowa ucieczka z okolic Winterfell. Na chwilę obecną znajdowaliśmy się w znacznej odległości od samej stolicy Północy, omijając Królewski Trakt i znajdując się w pobliżu rzeki Biały Nóż. Zapadła już noc i miałam wielką nadzieję, że uda nam się bezpiecznie ujść z życiem. Podrick od dłuższego czasu już spał przy ognisku, a ja obserwowałam córkę Catelyn Stark, do której z wyglądu była tak rażąco podobna. Wysoka,zgrabna kobieta z długimi, kasztanowymi włosami, jasną cerą, wysokimi kośćmi policzkowymi oraz niebieskimi oczami. Nawet trudne warunki w jakich musiała się znajdować podczas pobytu w Winterfell nie odebrały jej piękna. Ideał piękna według westerowskich standardów. Moje kompletne przeciwieństwo.
- Dziękuję. Bycie żoną tego bękarta, zamknięta cały czas niczym ptak w klatce... z dnia na dzień byłam coraz bardziej pozbawiona nadziei. Tylko co teraz zrobimy, co teraz planujesz? - odezwała się swym nastoletnim głosem dziedziczka Winterfell.
- Najpierw udamy się wzdłuż rzeki Biały Nóż do Białego Portu, stamtąd dopłyniemy statkiem do Evenfall na wyspie Tarth, mojego domu. Będziesz tam bezpieczna i miała zapewniony odpoczynek oraz wyżywienie. Później obmyślimy co wydarzy się dalej i muszę rozplanować między jakimi portowymi miastami będzie bezpiecznie podróżować, jeśli nie natrafimy na bezpośredni rejs do Evenfall. - Odpowiedziałam nabierając poważnego tonu. Nie będzie to łatwa podróż.
- Biały Port to siedziba domu Manderly! Zawsze byli sojusznikami Starków i możliwe, że okażą nam wsparcie, chociaż nie jestem całkowicie tego pewna. Nie wiem ile rodów z Północy jest ciągle lojalna dla mojej rodziny, a ile zostało potulnymi sługami Boltonów. - Sansa zacisnęła swe delikatne dłoni w pięści, by po chwili odetchnąć. - Żałuję teraz, że zostawiłam Theona Greyjoya na śmierć. Podczas naszej ucieczki, zanim znalazłam ciebie w lesie, został trafiony strzałą w szyję. Nie miał szans tego przeżyć.
- Dlaczego? Przecież z jego rozkazu zabito dwójkę twoich braci. - Powiedziałam szczerze zaskoczona i odstawiłam pustą już drewnianą miskę po jedzeniu, by uważniej skupić uwagę na młodej dziedziczne Winterfell.
- Wyznał mi, iż to nie byli moi bracia. Pokazał wszystkim spalone zwłoki dwójki dzieci przypadkowego farmera. Moi bracia żyją...mam przynajmniej taką nadzieję...
- Mam nadzieję, że są bezpieczni. Twoja siostra też na pewno żyje. - Przypomniałam sobie o Aryi Stark, którą spotkałam kilka tygodni temu. Nie chciałam o tym mówić Sansie, nie dzisiaj. Dziewczyna wystarczająco przeżyła ostatnimi czasy.
- Lady Stark, jesteś teraz bezpieczna, a im szybciej dostaniemy się do Białego Portu, tym bardziej będziemy bezpieczni. Obiecałam twojej matce ochronę i zapewnię ci ją.
- Dlaczego mi pomagasz? Robisz to wszystko z powodu przysięgi?
- Sanso, wszyscy honorowi rycerze są albo martwi albo istnieją tylko w balladach o mężnych bohaterach. Sama nauczyłam się tej gorzkiej prawdy podróżując po Westeros i na pewno też jesteś tego świadoma. Może jestem idealistyczna lub głupia, ale postępuję według swego honoru. Przeżyłaś wiele cierpienia i zasługujesz na chwilę odpoczynku – westchnęłam, by po chwili kontynuować – Przypominasz mi bardzo Lady Catelyn Stark. Jestem pewna że kiedyś obejmiesz panowanie nad Winterfell. Możesz też w to uwierzyć lub nie, ale sir Jaime Lannister też martwi się o twe bezpieczeństwo.
- Jaime Lannister?! Po moim czasie spędzonym w Królewskiej Przystani jedynym Lannisterem jaki okazał mi życzliwość lub pomoc był Tyrion. Nigdy nie miałam okazji rozmawiać z jego starszym bratem, ale ciężko mi w to uwierzyć. Wiem jaka jest Cersei, wiem jaki był Joffrey, wiem jaki był Tywin Lannister!
- Jaime Lannister zmienił się, jest inny. To on podarował mi miecz z valyriańskiej stali oraz nową zbroję płytową. Podczas mojej podróży z nim, gdy Lady Catelyn Stark kazała mi go eskortować do Królewskiej Przystani poznałam jego charakter i owszem, był arogancki, zarozumiały i bardzo podobny do swojej bliźniaczej siostry, ale zmienił się. Uratowałam jego życie, on uratował moje i jest zupełnie innym człowiekiem! - Powiedziałam pełna pasji w głosie, by po chwili poczuć jak rumieńce pojawiają się na mojej twarzy. - Wybacz Lady Sanso, dzisiaj był ciężki dzień... Nie powinnam...
- Nie, rozumiem Brienne. Może masz rację. Po prostu na sam dźwięk słowa „Lannister” ciarki przebiegają mi po plecach...
- Już nie musisz się obawiać. Zdrzemnij się, o świcie ruszamy. - Powiedziałam, na co dziewczyna skinęła głową i po chwili ułożyła się na swoim prowizorycznym posłaniu i najwyraźniej próbowała zasnąć. Zadowolona spojrzałam w nocne niebo, by spojrzeć na gwiazdy. Gwiazdy które przywodziły mi na myśl tylko jedną osobą. Jaime Lannister...obyś był teraz bezpieczny, gdziekolwiek teraz jesteś...




- Moja Pani, kiedy w końcu przybędziemy do Białego Portu? Miasto jest już widoczne, ale zostało nam tyle drogi...
- Podricku, przybędziemy tam o zmierzchu i wynajmiemy pokój w karczmie. Później przemyślimy nasze działania. Bardziej martwi mnie to, że nie widzieliśmy żadnego pościgu za Lady Sansą...
- Możliwe, że o moim zaginięciu nie wie nikt poza tym bękartem, Ramseyem. Trzymał mnie zamkniętą na klucz i przychodził tylko w nocy... - wyczułam jak głos Sansy zaczął drżeć
- Jesteś już bezpieczna, Lady Sanso. Możliwe, że nie chce póki co mówić o twoim zaginięciu, ponieważ natychmiast straciłby swoją pozycję na Północy. - Odpowiedziałam nieco milszym głosem.
Od kilku dni podróżowaliśmy wzdłuż rzeki, omijając drogi i innych podróżników. Wszyscy byliśmy już zmęczeni ciągłą podróżą, a moje myśli błądziły cały czas w stronę pewnego Lannistera. Bogowie, mam nadzieję, że nasza misja skończy się sukcesem. Moje obawy zmniejszyły się, gdy tylko przekroczyliśmy bramę Białego Portu. Jedno z największych miast w całym Westeros i największe miasto portowe na północy. Dech zapierał w piersiach widoczny zza muru Nowy Zamek, siedzibę domu Manderly. Widok setek portowych statków, zachodu słońca, którego promienie odbijały się o taflę wody tworząc cudowny widok. Miasto było zbudowane całościowo z wybielonego kamienia, który wyglądał przepięknie w moim odczuciu. Postanowiłam wynająć dwa pokoje w karczmie, jednej z najlepszych w których goszczą kapitanowie statków. Spożywaliśmy w spokoju posiłek, Sansa dopiero teraz mogła spokojnie zdjąć kaptur z głowy i rozpuścić swoje kasztanowe, piękne włosy. Wszyscy jedliśmy w milczeniu, aż po spożyciu strawnego gulaszu wstałam i skłoniłam się w stronę dziedziczki Winterfell.
- Lady Sanso, spróbuję udać się za mur do Nowego Zamku. Ogłoszę swoje przybycie i poproszę o audiencję korzystając z bycia dziedziczką Evenfall. Jeśli nas przyjmą jutro, pójdziecie ze mną. Gdy uznamy, iż będzie bezpiecznie powiedzieć im o twojej obecności, ujawnimy się i spytamy, jaką pomoc mogą nam zaoferować – skłoniłam się ponownie, po czym opuściłam pokój zamykając za sobą drzwi.
Na szczęście sprawa była znacznie mniej skomplikowana, ponieważ w karczmie znajdywały się kruki,za pomocą których mogłam nadać wiadomość. Nie powiem, byłam bardzo zaskoczona, ponieważ praktycznie nikt, kto nie był urodzony szlachetnie nie potrafił pisać. Karczmarz wyjaśnił mi, że przesiadują tutaj najważniejsi kapitanie i muszą być na bieżąco z wiadomościami i nowymi wyznacznikami celów handlowych. Po napisaniu wiadomości, w której nie wspomniałam o Sansie i wysłaniu jej znacznie mi ulżyło. Jeszcze tego samego wieczoru dostałam odpowiedź od Lorda Wymana Manderly o przyjście następnego dnia z samego rana, jeśli będzie to możliwe. Zadowolona wróciłam do pokoju i zauważyłem, iż Sansa zasnęła na swojej pryczy. Uśmiechnęłam się lekko, po czym zdjęłam z siebie tę cholerną, płytową zbroję i odziawszy swą nocną koszulę udałam się spać. Rano powiedziałam o wszystkim Podrickowi oraz Sansie, nakazując jej nosić kaptur, aż do momentu kiedy dam jej znak. Szybko udaliśmy się przez do Nowego Zamku i zanim się zorientowaliśmy, znaleźliśmy się w Wielkiej Sali. Wielka sala w Nowym Zamku była sporym pomieszczeniem, w którym od lat lordowie z rodu Manderlych przyjmowali gości, wyprawiali uczty i udzielali audiencji. Choć urządzona bez zbędnego przepychu prezentowała się wspaniale podkreślając dość wysoką rangę rodu. Na ścianach wisiały flagi z herbem rodu oraz portrety wielu zasłużonych przodków. Były też malowidła przedstawiające miedzy innymi pierwsze zabudowania Białego Portu oraz hołd Manderlych wobec Starków. Na podwyższeniu stoi dębowy tron wyrzeźbiony w taki sposób, że wygląda jak morskie fale, z których wyłaniają się dwa trytony stanowiące jednocześnie jego poręcze. Na dębowym tronie siedział Lord Wyman Manderly, a przynajmniej domyślałam się, że to musiał być on. Jego przezwisko brzmiało „Lord Za Gruby, By Dosiąść Konia „ , co mogłam zrozumieć patrząc na jego olbrzymi brzuch. Po jego prawej stronie stały dwie nastoletnie dziewczyny, mogłam zgadywać że były one jego wnuczkami, gdyż sam Lord miał tylko dwóch synów. Jedna dziewczyna była wyższa od drugiej i miała długie, blond włosy, a druga natomiast miała zielone włosy, w kolorze glanów. Prawdopodobnie farbowała je jakimiś specyfikami. Rozejrzałam się i zauważyłam zadowolona, iż poza nami nikogo nie było. Doskonale. Postanowiłam wykonać kilka kroków do przodu i ukłoniłam się niezręcznie. Zawsze byłam niezgrabna.
- Lordzie Manderly, Jestem Brienne z Tarthu i przybywam tu w sprawie życia i śmierci! Znajdowałam się na służbie u Lady Catelyn Stark i ostatnim zadaniem jakie mi wyznaczyła, była ochrona jej córek. Byłam zapewniana nieraz, iż ty oraz twój ród zawsze udzieli Starkom pomocy.
- To prawda, wojowniczko z Tarthu. Starkowie niestety nie żyją przez przeklętych Boltonów oraz Freyów, lecz Północ nie zapomina. Powiedz mi,jak moglibyśmy pomóc Starkom? - odparł zaciekawionym tonem, a ja dałem dyskretny znak Sansie, która zsunęła z siebie kaptur. Usłyszałam westchnięcia dwóch dziewczyn oraz zaskoczoną minę samego Lorda.
- Sansa Stark? Jakim cudem?
- Moim celem jest zapewnienie jej bezpieczeństwa, a znajdzie je tylko na mojej rodzinnej wyspie, Tarth. Nikt nie będzie tam o niej wiedział i będzie mogła wrócić do Winterfell, jak tylko Boltonowie zostaną pokonani. Potrzebny jest tam okręt, który bezpośrednio stąd wypłynie do Evenfall! - Odparłam pewna siebie.
- Dziadku, tysiące lat temu nasz ród obiecał pomoc Starkom. Mamy wobec nich dług, którego nigdy nie będziemy mogli spłacić! - odezwała się wysokim głosem zielonowłosa dziewczyna, na które pobiegły spojrzenia wszystkich osób. Po chwili ciszy chrząknęła i skłoniła się lekko w moją stronę – Moja Pani, zwę się Wylla Manderly. Dziadku, wybacz, ale...
- Rozumiem moje dziecko, rozumiem. Pomożemy wam, jeszcze dzisiaj wypłyniecie najszybszym i najlepszym statkiem do Evenfall. Lecz mam jedną prośbę...
- Jaką, Lordzie Manderly? - Odezwałam się niepewna, czego może zażyczyć sobie ten otyły człek.
- Weźmiecie moją wnuczkę, Wyllę. Nie będzie tutaj bezpieczna najbliższymi czasy, a Wynafrydę wyślę w inne, bezpieczne miejsce...może nawet nauczysz ja jak walczyć, bo na damę dworu raczej się nie nadaje – zaśmiał się żartobliwie, a młoda dziewczyna zrobiła się czerwona na twarzy.
- Jeśli sobie tego życzysz...
- A więc ustalone! A teraz zbliżcie się, musimy omówić nasze plany...


Poszło łatwiej niż myślałam. Dowiedziałam się o flocie wojskowych okrętów, które były ukryte w porcie i czekały tylko na atak, jakie wydarzenia ostatnio obiegły Westeros oraz miałam przyjemność lepiej poznać Wyllę, która bardzo przypominała mi mnie samą z charakteru. Tego samego dnia, wieczorem wypłynęliśmy średnim, lecz bardzo szybkim statkiem w stronę Evenfallu. Sama podróż miała zając 2 tygodnie, a w swym pokoju miałam Podricka, młodą Starkównę oraz buntowniczą zielonowłosą szlachciankę. Bogowie, w co ja się wpakowałam?


Minął miesiąc. Wszyscy znaleźliśmy się w Evenfall, lub inaczej mówiąc, w Wieczornym Dworze. Obserwowałam właśnie jak dwie szlachetnie urodzone dziewczyny, które stały mi się bliskie podczas rejsu, spędzały razem czas przy jednym z licznych wodospadów w okolicy, śmiejąc się i rozmawiając. Teraz nie tylko Wylla, lecz również Sansa miała pofarbowane włosy na kolor zielony, na wszelki wypadek,by nikt jej nie rozpoznał. Tak naprawdę jednak nie miałam się czego obawiać, ludzie tutaj mieszkający rzadko opuszczają wyspę. Moja misja została wykonana, lecz ciągle czułam pewną pustkę w sercu. Pustkę, którą mogła wypełnić tylko jedna osoba...
- Witaj Brienne – usłyszałam tak znajomy, ciepły głos na którego dźwięk zadrżał każdy cal mojego ciała. Odwróciłam się i ujrzałam Jaime Lannistera.
- Witaj Jaime. Dotrzymałam swej przysięgi jak widzisz. Chcę by miała normalne życie. Coś, czego sama zawsze pragnęłam. Coś, co było niemożliwe dla dwumetrowej, muskularnej kobiety jaką jestem – zaśmiałam się przeczesując dłonią swoją burzę blond włosów i uśmiechając się lekko. Na chwilę obecną niczego więcej tak naprawdę nie potrzebowałam
- Krzywoprzysięzca i Wierna Przysiędze, kto by pomyślał... - odezwał się cichym głosem i stanął obok mnie wzdychając – Twój ojciec uprzedził cię o moim przybyciu?
- Owszem, inaczej zastanawiałabym się, co tutaj robisz. Chociaż tak naprawdę dalej się zastanawiam... - odparłam niepewna
- Myrcella umarła, została otruta przez te ścierwa z domu Martell. Cersei właśnie oczyszcza miasto z pewnych fanatyków oraz przygotowuje armię na...tak naprawdę wszystkich. Całe Westeros pozna jej gniew...
- Tak mi przykro z powodu Myrcelli, Jaime...była częścią twojej rodziny i wiem, że była ci bliska... - nie wiedziałam co powiedzieć, słyszałam pewne pogłoski, ale nie spodziewałam się, że będą prawdziwe.
- Była taka niewinna...nigdy o niej nie zapomnę... - niepewna poklepałam go po plecach i po dłuższej chwili ciszy w końcu zebrałam w sobie odwagę, by się odezwać.
- Słyszałam o tym, co ostatnio przydarzyło się Cersei, teraz macie także bliźniacze fryzury – powiedziałam poważnym tonem, na co on zareagował radosnym śmiechem. Na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech.
- Brienne... ostatnimi czasy zacząłem coraz bardziej rozmyślać o pewnych sprawach. Rozmawiałem już o tym z twoim ojcem i wyraził zgodę będąc bardzo ucieszonym. Mam nadzieję, że ty też mi nie odmówisz – Jamie odchrząknął i zanim zdążyłam się odezwać, dodał szybko – Wyjdziesz za mnie? Moglibyśmy tutaj zamieszkać, założyć rodzinę, mieć dzieci....zapomnieć o całym Westeros poza tą wyspą. Być razem – powiedział łagodnym tonem patrząc mi w oczy i kładąc swą lewą dłoń na moim policzku. Cała zarumieniona czułam jak serce podskoczyło mi do gardła i nie miałam pojęcia co powiedzieć, Jaime widząc mnie w takim stanie roześmiał się lekko – Kocham cię, waleczna Brienne z Tarthu. Za każdym razem gdy patrzę ci w oczy tonę w odmęcie ich błękitu. Wiem, że nigdy nie byłaś akceptowana z powodu swego wyglądu, lecz mi on nie przeszkadza. Jesteś dla mnie idealna – zamruczał, a ja poczułam, że zaraz zemdleję. Nie miałam pojęcia co się dzieje, czułam się jakby to wszystko było jakimś kiepskim żartem. Po chwili milczenia odezwałam się.
- Tak, kocham ci.. - nie zdążyłam dokończyć zdania, gdyż poczułam jak Jaime objął mnie i złożył pocałunek na moich delikatnych ustach, czułam jakby cały świat wokół mnie zaczął wirować i nic innego poza nami się nie liczyło. Po dłuższej chwili zaprzestaliśmy tej czynności i spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. W tym momencie nie było szczęśliwszej kobiety w całym Westeros ode mnie.