poniedziałek, 10 lipca 2017

Rozdział I - "Piknik" - Seria lisich zdarzeń - Wizzaki

(Mała seria fanficków, która będzie randomowo kontynuowana - pojawiąją się tutaj osoby, które znam i cóż, występuje masa prywat :3 Nawet nie oczekuję, że ktoś inny to zamierza czytać #WybijanieSieNaYoutuberach Paring: Wizzu Wizualnie x Misaki Toshiko )
Zapowiadał się kolejny, słoneczny, piękny dzień w świecie Skyforge'a. Cybernetyczne robociki mamrotały do siebie, nieśmiertelni przemierzali świat i robili strajk w Cytadeli, że chcą płacić za wszystko kuponami, a nie jakimiś wymyślonymi „pieniędzmi z prawdziwego świata”, a Bóg od sali treningowej, Flavius, znowu coś zmaścił ponieważ boty zaczęły ponownie masowo mordować nieśmiertelnych, którzy co chwila zaczęli się odnawiać na sali treningowej i irytować, natomiast co jakiś czas przechodnie słyszeli o zbliżającej się zagładzie świata (znowu) i o racji łączenia wspólnych sił.
W tym samym czasie, w świątyni pewnej nieśmiertelnej kobiety, która zwała się Misaki, dochodzili nowi wyznawcy, którzy byli zaskoczeni zasadami, z jakimi jeszcze nigdy się nie spotkali. Każdy wyznawca musiał grać w grę na alfa-komputerze, która zwała się „OSU”. Z sali treningowej dobiegały odgłosu szlochania, zdenerwowanego krzyku, uderzania klawiaturą o biurka oraz trzaskanie drzwiami. Nowi wyznawcy odkryli, iż na wzór swej nieśmiertelnej, muszą zdobyć na każdej mapie ocenę „S”, co na początkowych mapach wydawało się wręcz banalne, lecz im trudniejsze mapy pojawiały się z czasem, tym większy był płacz, zgrzytanie zębów oraz kryzys wiary. Z czasem jej wyznawcy założyli własną drużynę e-sportową grająca w Osu i wygrali mistrzostwa galaktyki, przez co jej świątynia osiągnęła znaczny prestiż. Na szczęście, dla każdego wyznawcy zawsze czekała miska pełna truskawek, gdyż było to znane jedzenie i powiedzonko ich bogini. Pytaniem było, co porabiała sama bogini?
                                                                          ***
Misaki odpoczywała w swym pokoju, zajadając truskawki, które popijała piwem oraz wodą o smaku grejpfrutowym – napojem bogów, w międzyczasie oglądając swych ulubionych twórców na CyberTubie i śmiejąc się do łez, gdy słyszała udawany, wampirzy akcent dobiegający z głośników. W tej samej chwili jednak usłyszała dźwięk wiadomości na swoim Discordozegarku, a gdy tylko zobaczyła jej nadawcę, przycisnęła fioletowy przycisk i natychmiast teleportowała się w miejsce, z którego została wysłana wiadomość.
- Cześć Misiaki! Nie podejrzewałem, że przybędziesz tutaj tak szybko, obecnie jestem nieco w kłopotliwej sytuacji – powiedział niskim barytonem mężczyzna ubrany w garnitur, z krótkimi włosami oraz otoczony przez całą gromadę Demolisów, które opanowały cały pokój biednego, nieśmiertelnego, który zwał się Wizzu Wizzualny, dla przyjaciół Wizzu, dla bliższych Jasio, a dla jeszcze bliższych osób (cenzura).
Zdezorientowana nieśmiertelna wiedziała, iż jej bliski przyjaciel i towarzysz przygód bardzo lubi liski, gdyż sama w jego świątyni miała miano Arcylisa, lecz była zaskoczona ilością prawdziwych lisków, zwłaszcza tak rzadkiej odmiany jak demolis i to w jego pokoju. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, do pokoju weszło parę wyznawców, wcześniej składając pokłony, po czym zabrali większość małych demolisków. Gdy tylko Wizzu, Wszechlis i obrońca wszystkiego, co lisowate, dostrzegł pytający smok nieśmiertelnej, od razu pospieszył z wyjaśnieniami.

        - No, ten no, pamiętasz jak znaleźliśmy tą rzadką odmianę lisów na tej wyspie na Aeilonie ? Kazałem dla ich bezpieczeństwa sprowadzić je tutaj, tam wyznawcy będą o nie dbać i takie tam – powiedział, spoglądając jak demoliski, gdzie jeden osobnik miał po kilka kit, zaczęły biegać po całym pokoju.
         - Jak zawsze troskliwy – stwierdziła nieśmiertelna czarownica, po czym westchnęła – Gdzie tym razem wybieramy się na przygodę?

Świątynia Wizza Wizzualnego, tak samo jak samej Misaki, była dość specyficzna na swój sposób.Wyznawcy na cześć swego Wszechlisa nosili ubrania z lisimi dodatkami, takie jak lisie uszka czy lisie ogonki do swych ubrań, a sami wyznawcy przeważnie grali w gry komputerowe lub opiekowali się różnymi odmianami lisów, które Wizzu sprowadzał z różnych planet. Przełomem było sprowadzenie tytanicznych lisów, które służyły jako wierzchowce najlepszym wyznawcom swego bóstwa. Przeważnie, zazwyczaj hasały sobie swobodnie po ogrodach świątyni, potoczniej nazywanej przez wyznawców katedrą.
         - Tym razem wybieramy się w dość spokojne miejsce, bez strzałów, wybuchów ani innych zagrożeń. Sama zobaczysz, mam przygotowany teleport! - powiedział wyszczerzony nieśmiertelny, mając przy pasie swe pistolety. O połowę od niego niższa czarownica złapała jego dłoń, a po dłuższej chwili pojawili się w lesie. Liście drzew miały kolor jasnobrązowy, a samo otoczenie przypominało im jesień na ich rodzinnej planecie.

         - Jesteśmy na Czerwonym Wybrzeżu na Satirze. Nasza pierwsza prowincja, to tutaj zaczęła się nasza przygoda – zaśmiał się rewolwerowiec, który po chwili wskazał palcami na polanę obok, nad jeziorem. Znajdował się na niej czerwony koc, który pięknie komponował się z jesienną atmosferą wybrzeża, a na nim kosz. Starodawny, lniany kosz. Nieśmiertelni podeszli do niego, po czym Wizzu wyciągnął reklamówkę i wyjął z niej kanapki. Zdezorientowana czarownica usiadła, po czym odebrała jedną kanapkę od swego towarzysza.

       - Jest to dość...niespodziewane, ale dziękuję. To tutaj walczyliśmy z tym mini bossem, jak ona miała... Syria? Dzigyda?
       - Nemida, syrena. Kawał czasu temu, a teraz masz, spróbuj kanapek, sam szykowałem, a mięso jest z kosmokurczaka. Cały proces robienia kanapki... - tutaj nieśmiertelny zaczął monolog na temat przyrządzania mięsa w dość starodawny sposób i samego robienia kanapki, który młoda nieśmiertelna słuchała z uśmiechem. Uwielbiała słuchać swego towarzysza, zawsze czuła wtedy wewnętrzny spokój, ale też i podekscytowanie. Słuchałaby go tak dalej, gdyby nagle nie dostrzegła postaci wynurzającej się z wody. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, szybko wskazała palcem w kierunku postaci i nagle dostrzegła wodny pocisk, który pędził w jej stronę,a jedyne co następnie widziała to białą koszulę i tors nieśmiertelnego, który dociskał ją do koca i osłonił ją przed pociskiem, po czym słychać było specyficzne pluśnięcie wody. Wizzu stęknął, a Misaki myślała tylko o tym, by się nie zaczerwienić, lecz zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, mężczyzna szybko wstał i wymierzył serię strzałów w kierunku postaci. Pociski leciały z niespodziewaną wręcz szybkością, lecz syrena wezwała przed siebie potężną falę wody, które spowolniły pociski, po czym zatrzymały. Sama syrena zasyczała głośno, po czym uderzyła swą różdżką o taflę wody, przywołując hordę krwiożerczych ryb i magicznie rzucając nimi w stronę nieśmiertelnych. Pierwsza zareagowała czarownica, która przywołała chmarę kruków, które zaczęły zderzać się i rozszarpywać ryby, a rewolwerowiec zaczął w nie strzelać. Poirytowana wręcz syrena wypełzała na brzeg, miała dość potężną budowę ciała, łuski koloru szaro-niebieskiego, a na swej głowie miała koronę z rafy koralowej.
         - Jestem Namida, ta, którą kiedyś pokonaliście. Wy, ludzie, jesteście zarazą dla tego świata, opuśćcie to miejsce teraz! - wodny pocisk uderzył prosto w klatkę piersiową nieśmiertelnego i odrzucił go na ziemię, po czym Wizzu stracił przytomność. Zaskoczona Misaki czuła, jak adrenalina buzuje w jej żyłach oraz czysty gniew.
         - Walka jeden na jednego będzie bardziej uczciwa, a gdy twój przyjaciel się obudzi, ty już będziesz martwa! - zaskrzeczała syrena, lecz umilkła na widok jasnofioletowej aury wokół czarownicy.
Nieśmiertelna wypowiedziała parę słów w nieznanym języku, po czym wokół Namidy pojawiła się chmara kruków, które wyczuwały emocję swej wywoływaczki. Natychmiast rzuciły się na syrenę, rozdrapując jej twarz oraz całe ciało, dziobiąc je, a gdy kruki zaatakowały i wydrapały oczy syrenie, Misaki odwróciła wzrok i podbiegła do Wizza, a powietrze wypełnione było kakofonią krzyków Namidy. Gdy tylko ustały, czarownica zerknęła na martwe ciało syreny dla pewności, po czym zajęła ponownie się Wizzem. Magicznie wyczuła, iż cześć wody przedostała się w jakiś magiczny sposób do jego płuc, czarownica bez wahania zaczęła dłońmi uciskać klatkę piersiową, po chwili widząc jak nieśmiertelny wykrztusza wodę, po chwili jednak leżąc nieruchomo. Nieśmiertelna usłyszała po chwili cichy, lekko rozbawiony głos towarzysza
        - A na usta-usta też liczyć mogę? Ała, za co to? - zachichotał mężczyzna, a nieśmiertelna natychmiast zaczęła okładać go dłońmi, by po chwili przestać i przytulić go do siebie.