poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Piękny i Bestia - Jaime Lannister i Brienne z Tarthu cz.2

 - Tommen Baratheon jest teraz Lordem Końca Burzy, ale co ze Smoczą Skałą? Kto po śmierci Stannisa ma prawdo do tego tytułu? - spytałam zaciekawiona, spoglądając na Jaime'ego Lannistera. Od pamiętnego pocałunku upłynęło już parę godzin i obecnie spędzaliśmy razem czas w odosobnionym pomieszczeniu, a za oknem było widoczne zachodzące słońce, którego promienie odbijały się o taflę jeziora. Obecnie spożywaliśmy posiłek na balkonie, przy moich dawnych komnatach. Zastanawiałam się nad sytuacją polityczną w Westeros. Nie ukrywam, przebywając znacznie dłuższy czas na swej rodzinnej wyspie, zauważyłam, że momentami zapominałam o sprawach, które wykraczały poza jej terytorium. Dopiero Jaime uświadomił mi, jak wiele może się wydarzyć w ciągu kilku tygodni.
- Zgaduję, że do tej Targaryańskiej dziewczyny. Ewentualnie, jeśli Tommen dorobi się dzieci, może jednemu z nich przekazać Smoczą Skałę, tak jak Robert przekazał ją Stannisowi.
- Jaime - powiedziałam głosem pełnym empatii - tak mi przykro z powodu twojej straty.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Myrcella, jego córka, zmarła w trakcie podróży powrotnej do Królewskiej Przystani, otruta przez zawistny ród Martellów oraz tę mściwą żmiję, Ellarie Sand. Sam ten akt wymierzony w Cersei był niczym iskra zapalająca ogień. Ogień wojny, który miał rozpętać się między Lannisterami oraz Martelami, rozstrzygając ich odwieczny spór. Nie można zapomnieć też o Boltonach, Małżeństwo tego bękarta z Sansą Stark, która oficjalnie jest współwinna i poszukiwana tak jak Tyrion Lannister, było kolejnym ciosem dla Królowej Regentki. Boltonowie. Robi mi się niedobrze, jak tylko o nich pomyślę. Najpierw zdrada Starków, teraz Lannisterowie... ciężko mi mówić o jakimkolwiek honorze w ich przypadku. Ucieszyły mnie jednak ostatnie wieści od Lorda Wymana Manderly o rozpowszechnieniu wieści na temat ucieczki młodej dziedziczki Winterfell wśród całego północnego terytorium Westeros. Większa część rodów Północy, takie jak Manderly, Mormont lub Glover, które do tej pory były wierne Starkom lub w miarę im przychylne, zaczęły jednoczyć się przeciwko uzurpatorskim Boltonom, a rody, które były oddane nowemu Lordowi Winterfell zaczęły kwestionować jego poczynania. Sam Ramsay Bolton zaprzeczał na temat ucieczki młodej Starkówny, lecz nikt nie miał dostępu do jej komnaty. Domyślałam się, iż bękarci syn Roosa Boltona uwięził w dawnych komnatach jego żony jakąś pierwszą lepszą dziewkę, nad którą znęcał się i tylko jej okrzyki były potwierdzeniem obecności młodej Sansy dla mieszkańców Winterfell. Zastanawiałam się, czy Cersei postanowi prowadzić wojnę na dwa fronty, czy może najpierw zajmie się jednym rodem. Tylko którym?
- Moja córka, moja mała Myrcella... nigdy nie byłem dla niej ojcem, nie mogłem być - odpowiedział łamliwym głosem, a na jego twarzy mogłam dostrzec ból. Delikatnie położyłam swoją lewą dłoń na jego prawej, po czym odetchnęłam głęboko.
- Nie mogłeś być, inaczej ty i twoje dzieci zostalibyście wygnani lub co gorsza, skazani na śmierć. Zrobiłeś wszystko, co było w twej mocy.
- Była taka młoda, za młoda... - mruknął Jaime.
- Wiem Jaime, wiem. Moi bracia, moja siostra oraz ma matka... oni wszyscy młodo umarli. Śmierć nigdy nie jest sprawiedliwa. - powiedziałam, a mój głos zaczął się łamać. - Tak mi przykro.
Już nie chciałam wspominać faktu, że właśnie potwierdził swoją kazirodczą zażyłość oraz ojcostwo swych dzieci. Nie czułam się zaskoczona. Plotki krążyły od dawna i były dla mnie zupełnie zrozumiałe. Nie starałam się w żaden sposób oceniać ich postępowania, zbyt mało wiedziałam o ich życiu oraz o nich samych. Po chwili poczułam, jak położył swoja drugą dłoń na moją, po czym westchnął cicho. Minęła dłuższa chwila, zanim wycofaliśmy swoje dłonie.
- Brienne, mogę wejść na chwilę? Nie przeszkadzam? - usłyszałam głos swojego ojca zza drzwi, Zastanawiałam się, jaki powód sprowadzał go do moich komnat o tej porze. 
- Oczywiście, ojcze. Proszę, wejdź. - powiedziałam nieco zaskoczonym tonem. Po chwili w drzwiach ujrzałam dumnego Lorda Evenfall, Selwyna Tartha. Jak zwykle prezentował się dumnie w swej płytowej, szmaragdowej zbroi, przy pasie nosił swój jednoręczny miecz wykonany ze srebra. Zauważyłam całkiem nowy dodatek na jego zbroi, w miejscu gdzie znajdywało się serce u człowieka: Słońca na różowym tle i księżyce na niebieskim. Herb rodu Tarth. Mojego rodu. Był w swoich latach pięćdziesiątych, lecz długie, siwe włosy, zupełnie niezniszczona twarz, wysoki wzrost (nawet wyższy ode mnie) oraz mocna budowa ciała sprawiały, że wciąż wyglądał na dumnego, silnego wojownika. Takim właśnie zapamiętałam go jako dziecko.
- Córeczko, nie powinnaś zapraszać przyszłego małżonka do swych komnat przed ślubem! Tak nie wypada!
- Tato, przestań! Spożywam wspólny posiłek razem z Jaime jak na prawdziwą damę przystało - powiedziałam z kamienną miną, po czym obaj zaczęli się śmiać. Zrobiłam naburmuszoną minę, co zaskutkowało jeszcze większą salwą śmiechu.
- To prawda, Lordzie Wieczornego Dworu. Twoja córka jest najwspanialszą damą, jaką miałem przyjemność poznać. - usłyszałam głos Jaime'ego o tak ciepłej barwie, że poczułam, jak rumieńce zaczęły pojawiać się na mych policzkach.
- To wspaniale, wspaniale! Moja mała Brienne zostanie Panią Evenfall, jestem taki szczęśliwy! Oczywiście trzeba będzie zorganizować pokaźne wesele, w końcu jesteś najstarszym synem Tywina Lannistera.
- Tak, to prawda. Muszę jednak powiedzieć, że to moja siostra jest obecnie Panią na Casterly Rock.
- Jednak nie jesteś już w Królewskiej Gwardii, prawda? To znaczy, że wasze dzieci będą dziedzicami zarówno Evenfall, jak i Casterly Rock? - usłyszałam zaciekawiony głos mojego ojca, a ja powstrzymałam się przed westchnięciem. Dzieci, jeszcze nie odbył się mój ślub, a ojciec już rozmyślał o moich potomkach. 
- Nie wiem, naprawdę. Nigdy nie byłem dobry w polityce - mruknął Jaime, a ja kiwnęłam głową. Jaime był wojownikiem, a nie politykiem. Ponoć sama siostra Tywina Lannistera powtarzała, że to Tyrion odziedziczył jego przebiegłość w polityce, natomiast sam Jaime był bardziej podobny do swych wujków, niż do samego Tywina. Nigdy tego nie komentowałam, lecz w głębi ducha przyznawałam rację tej kobiecie.
- Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Ah, nawet nie macie pojęcia młodzi, jaki jestem szczęśliwy! Wesele! Muszę wszystko zorganizować, wszystko zaplanować, pozapraszać gości! Tyle do zrobienia, żegnam was! - wręcz wykrzyczał szczęśliwy, po czym wybiegł z mojej komnaty, zostawiając nas w osłupieniu, 
- Twój ojciec wydaje się bardzo podekscytowany wizją naszego małżeństwa... - powiedział Jaime szarmancko.
- Dziwisz się? Wystarczy na mnie spojrzeć - mruknęłam, upijając łyk wina, gdy nagle poczułam jak palec Jaime'ego delikatnie sunął po moim lewym policzku. Myślałam, że zakrztuszę się winem, nagle czując, jak me policzki zapłonęły szkarłatnym rumieńcem. To wino, Brienne, to na pewno wino. Odstawiłam powoli kielich, dostrzegając, jak Jaime wstał i nachylił się w moją stronę.
- Jesteś piękna. Twoje duże, niebieskie oczy są niewiarygodnie piękne. Gdy walczysz...bije z nich taka siła, taka pewność siebie! Jesteś niezwykłą kobietą, Brienne z Tarthu. 
- Ja... nie wiem, co mam powiedzieć Jaime... - słowa ugrzęzły mi w gardle, a ja sama nie wiedziałam, co miałam zrobić. - Ty też Jaime.
- Też jestem niezwykłą kobieta? - usłyszałam jego śmiech, a sama poczułam się natychmiast głupio.
- Wiesz, o co mi chodzi! Jesteś urodziwym mężczyzną, sam wiesz o tym najlepiej - odpowiedziałam lekko, upijając kolejny łyk wina. Nie przypominałam sobie, bym kiedykolwiek była tak szczęśliwa. Po chwili jednak pomyślałam o pewnym zagrożeniu związanym z weselem.
- Jaime, czy Cersei przybędzie na nasz ślub? Tutaj? - spytałam, zmieniając ton głosu na poważny, a jego mina natychmiast spoważniała.
- Rozumiem, co masz na myśli. Nie możemy ryzykować, że rozpozna młodą Sansę Sark. Na czas wesela powinniśmy ją jeszcze bardziej ukryć.
- Jaime...zapewniałam ją, że będzie tutaj bezpieczna i nic jej nie będzie grozić. 
- Musimy to przemyśleć, Brienne. Od czasu śmierci Myrcelli nie jest zbyt stabilna psychicznie - mruknął Jaime - w zasadzie, muszę ci opowiedzieć o tym, jak opuściłem Królewską Przystań i o mojej ostatniej rozmowie z moją siostrą.

2 komentarze:

  1. Czekam na wesele, prawo pierwszej nocy oraz dłuższe opowieści. Zdecydowanie za krótko! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak poprzednim razem. Jestem zachwycona opowiadaniem, sama nie pomyślałabym, że losy tej dwójki mogą się tak potoczyć. Oczywiście miałam nadzieję, że los ich kiedyś połączy. Cieszę, się, że masz taką wyobraźnię, dzięki której z wielką przyjemnością czytam twoje opowiadania! Czekam z niecierpliwością na ślub, wesele i oczywiście pierwszą wspólną noc. Bardzo dobrze czyta mi się Twoje opowiadania i mam nadzieję, że kolejne będą o wiele dłuższe. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń